„Dieta uboga w białko spowalnia procesy psychiczne – człowiek staje się potulny, apatyczny, traci inicjatywę. (…) intensywna dieta wegetariańska prowadzi do wzrostu podatności na sugestię oraz wpływy innych i powoduje zanik krytycyzmu.”
To cytat z książki „To już było” ks. A. Zwolińskiego. Pomijając tak kuriozalne opinie, wynikające ze strachu przed wszelką innością, nie od rzeczy jest stwierdzić, że jeszcze do niedawna za najbardziej odżywcze pokarmy uważano mięso, wędliny, a także cukier, słodycze, smalec i białe pieczywo. Taka tradycyjna dietetyka wywodziła się z takich przesłanek:
- organizm człowieka potrzebuje dużych ilości białka zwierzęcego,
- białko zwierzęce ma wyższą wartość odżywczą niż białko roślinne,
- im więcej kalorii ma dany produkt, tym bardziej jest wartościowy.
Przekonanie to ugruntował na początku XX w m.in. angielski naukowiec Thomas, który przeprowadzał doświadczenia na szczurach, podając im pokarm ze zwiększoną dawką białka zwierzęcego. Powodowało to przyspieszenie ich wzrostu i dojrzewania. Od tego momentu pogląd o „wyższej wartości” białka zwierzęcego ugruntował się jako dogmat naukowy. Na takiej „podstawie” ukształtowały się powszechnie panujące nawyki kulinarne.
Kilkadziesiąt lat później uczeni Carrison i Mc Cay dowiedli, że takie gwałtowne stymulacje białkiem dojrzewania i wzrostu osłabiają ogólny stan zdrowia i skracają życie. Najlepszym zdrowiem, sprawnością i długowiecznością cieszyły się zwierzęta, które jadły niskobiałkową karmę warzywno-zbożową. W 1969 roku pismo medyczne „The Lancet” (nr 43, 285) zamieściło w artykule redakcyjnym następujące oświadczenie: „Dawniej białko pochodzenia roślinnego traktowane było jako mniej wartościowe niż białko pochodzenia zwierzęcego. Obecnie jednak rozróżnienie to zostało powszechnie zarzucone”.
Białko roślinne W kwietniu 1991 roku lekarze reprezentujący Stowarzyszenie Medycyny Odpowiedzialnej (Physician Comitee for Responsible Medicine) opublikowali tekst liczący kilkadziesiąt stron, w którym szkodliwość mięsa w ludzkiej diecie został przedstawiony wyczerpująco i jednoznacznie. Jako wniosek sformułowano dietetyczne zalecenie, w którym wymienia się 4 nowe grupy pokarmowe (zamiast tradycyjnych 5): zboża, warzywa, owoce i nasiona strączkowe. Mięso i nabiał zostały uznane tamże za główne źródło „złego” cholesterolu i tłuszczów nasyconych. „Pokarmy te (mięso, białko) nie są po prostu potrzebne w ludzkiej diecie” – piszą lekarze (Denis Burkitt, Neal D. Bernard, Colin Campbell i Oliver Alabaster – dyrektor Institute of Desease Prevention).
Na skutek błędnej opinii Thomasa i innych, dietetyka i medycyna ostatnich kilkudziesięciu lat popadła w białkową obsesję. Wbrew obiegowym opiniom właśnie białko jest najłatwiejsze do uzyskania ze składników pokarmowych. Sporo białka można znaleźć w takich produktach, jak:
- kasza jęczmienna,
- kasza kukurydziana,
- płatki owsiane,
- ciemny ryż,
- pełnoziarnisty chleb,
- pełnoziarnisty makaron,
- otręby pszenne,
- fasole,
- groch,
- groszek zielony,
- cieciorka,
- spirulina,
- wszelkie orzechy,
- pestki słonecznika,
- pestki dyni,
- brukselka,
- kukurydza,
- liście żywokostu,
- jarmuż,
- kalafior,
- ziemniaki
- i wiele, wiele innych.
Trzydzieści lat temu oficjalnie zalecano jadanie od 150 do 250 g białka dziennie. Ale w 1980 roku National Research Council, zalecał od 3 do 5 razy mniej. Odpowiednio, dla mężczyzny ważącego 80 kg – 80 g białka na dzień, dla kobiety ważącej 58 kg tylko 44 g – i ta norma wykazuje tendencję do obniżania się.
Podobnie ma się rzecz z żelazem – wciąż jeszcze w niektórych kręgach panuje przekonanie, ze żelazo zwierzęce tzw. forma hemowa jest lepiej przyswajalne niż roślinne, czyli forma niehemowa. Skąd takie przekonanie? Zapewne stąd, że teoretycznie ludzie mieliby łatwiej przyswajać żelazo z mięsa, bo jest ono przez nie zabarwione na charakterystyczny kolor. Większość współczesnych, wiarygodnych badań dowodzi, że po pierwsze w mięsie nie ma aż tak wiele żelaza – różowy kolor, do którego są przyzwyczajeni współcześni konsumenci mięsa, nie pochodzi od wysokiej zawartości żelaza, lecz od pochodnych azotu, takich jak saletra, których używa się jako barwników. Po drugie, przyswajanie żelaza z mięsa wcale nie jest tak bezproblemowe – wręcz przeciwnie – żelazo w formie niehemowej jest łatwiej przyswajalne m. in. dzięki temu, że jedząc warzywa, w których ono występuje mamy tam jednocześnie witaminę C, która umożliwia dobre jego wchłanianie. Czego jak czego, ale wit. C w mięsie zbyt wiele nie ma… Więc jeśliby nawet jeść duże ilości mięsa, to i tak niewiele się z tego przyswoi w jelitach.
Wracając do białka – badania porównawcze składu mleka samic różnych gatunków ssaków wykazały, że pośród innych ssaków, mleko kobiece zawiera najmniejszy procent białka – 1,6 %. Mleko krowie ma 3,5 %,a mleko świni ponad 14%. I to te 1,6 % białka w mleku matki jest dla rozwoju dziecka najlepszą „dawką”.
Realny problem to nie z brak, lecz z nadmiar białka w „normalnej” diecie. Zostało dowiedzione, że właśnie przejadanie się białkiem przy jednoczesnym braku wystarczających ilości błonnika, witamin i soli mineralnych to główna przyczyna większości tzw. chorób zwyrodnieniowych i cywilizacyjnych. I tak np. nadmiar białka w diecie powoduje nadmierne zakwaszenie organizmu, co z kolei prowadzi do niedoborów wapnia i w konsekwencji do osteoporozy. Do niedawna mniemano też, że podstawowym powodem miażdżycy i innych pochodnych od niej chorób jest nadmiar tłuszczu w diecie. Obecnie coraz więcej jest dowodów na to, że istotną przyczyną miażdżycy jest obok nadmiaru tłuszczu, nadmiar białka (np. badania w klinice dr. Bircher-Beemera).
Mamy jako gatunek duże możliwości do przystosowywania się do niesprzyjających warunków, ale dla zdrowia korzystniej byłoby, gdybyśmy stosowali dietę zbliżoną do diety innych naczelnych, a więc składającą się przede wszystkim z owoców, liści i korzeni, zamiast kawałka mięsa.
Józefina Jagodzińska jest terapeutką holistyczną – zajmuje się zarówno psychoterapią, jak i medycyną naturalną, stosując ziołolecznictwo, terapię żywieniową i TCM (Tradycyjną Medycyną Chińską).
Brak komentarzy